Na Opolszczyznę do przymusowych robót przywieziono w czasie drugiej wojny światowej pół miliona ludzi. Najczęściej pracowali na roli, zastępując mężczyzn wysłanych na wyliczył opolski historyk prof. Stanisław Senft na teren dzisiejszej Opolszczyzny w latach 1939-1945 trafiło około pół miliona przymusowych robotników, z czego 100 tysięcy Polaków. Dużych obozów pracy, związanych z wielkim przemysłem, było na naszym terenie niewiele. Najbardziej znany jest obóz w Blechhammer, czyli Blachowni (obecnie osiedle Kędzierzyna-Koźla). Większość pracowników trafiła do tzw. bauerów, czyli niemieckich gospodarzy, gdzie najczęściej pracowali na roli. Niewielu z nich pozostawiło jednak po sobie spisane relacje czy wspomnienia. Ich opowieści sporo mówią o życiu codziennym na Śląsku w czasach II wojny światowej, o Niemcach, ich podejściu do faszyzmu i lokalnych wydarzeniach. Polacy byli właściwie w każdej wiosce, choć większość z nich wyjechała albo przed nadejściem radzieckiego frontu, albo zaraz po zajęciu tych ziem przez Rosjan. Mężczyźni byli wcielani do wojska. Przez historyków ich relacje nie są jednak specjalnie docenianym źródłem Janczak trafiła do Prudnika jako 17-letnia dziewczyna wraz z grupą kilkunastu innych osób spod Częstochowy. Był kwiecień 1940 roku. Niemcy szykowały się do kolejnych podbojów, do Wehrmachtu wcielano kolejne roczniki młodych ludzi. Tymczasem w przemyśle i w rolnictwie ktoś musiał pracować, zastępując walczących na wojnie mężczyzn. Niemieckie władze na terenach podbitej Polski zorganizowały sieć urzędów pracy, tzw. Arbaitsamtów, których zadaniem było rekrutowanie miejscowych do prac przymusowych. Kiedy okazało się, ze większość Polaków wcale nie zamierza pracować w Niemczech, do maszyny urzędniczej doszedł policyjno-wojskowy system zdobywania robotników w łapankach Janczak i grupa młodych Polaków dostali bilety kolejowe do Prudnika i przyjechali tu bez żadnej eskorty. Na miejscu trafili do prudnickiego Arbaitsamtu, gdzie zgłosili się po nich gospodarze z dzisiejszych Szybowic. Stefania Janczak trafiła do rodziny Kunze, w której starszy syn był policjantem, a młodszy służył w wojsku. Niemieckie przepisy dość ściśle regulowały sposób postępowania z robotnikami przymusowymi. Należało ich przede wszystkim trzymać na dystans i unikać wszelkich spoufaleń. Tymczasem rodzina Kunze gościnnie przyjęła dziewczynę z Polski. Mogła razem z nimi jeść posiłki. Zaprzyjaźniła się z rówieśnicą - Niemką z sąsiedztwa, która pomogła jej nauczyć się języka. Jedynym mankamentem była faktycznie ciężka praca na roli przez sześć dni w tygodniu. Pracowała jednak ramię w ramię razem ze swoimi gospodarzami. Co roku dostawała też tydzień urlopu, w czasie którego mogła odwiedzić rodzinę pod Częstochową. Pieniędzy nie zarabiała żadnych, ale gospodarz czasem finansował jej zakupy także w jakiś sposób ubezpieczona, bo przymusowi robotnicy korzystali z opieki medycznej. W prudnickim szpitalu był nawet wydzielony boczny pawilon dla Polaków i innych obcych nacji. W sumie pobyt w Szybowicach był na tyle spokojny, że kobieta zdecydowała się ściągnąć do wsi swoją młodszą siostrę, żeby uniknąć wywiezienia jej w zupełnie nieznane miejsce. W 1941 roku, po ataku na Związek Radziecki, na Śląsk zaczęli przyjeżdżać przymusowi robotnicy z Ukrainy i Rosji. W Szybowicach stanowili oni całkiem pokaźną grupę. Jeden z gospodarzy przymykał nawet oko na to, że wieczorami spotykali się pogadać w jego gospodzie. Także w 1940 roku do przymusowej pracy trafił do Nysy 19-letni wówczas Jan Szwarc spod Poznania. W swoich wspomnieniach napisał, że dzięki znajomemu zakonnikowi udało mu się wcześniej załatwić, że trafi do klasztoru franciszkanów w Nysie przy dzisiejszej al. Wojska Polskiego. Robota była ciężka. Szwarc pracował wraz z innymi w gospodarstwie rolnym prowadzonym przez klasztor. Ale przynajmniej zawsze jadł do syta, a w dni świąteczne niemieccy zakonnicy pozwalali całemu swojemu personelowi pomocniczemu spożywać posiłki razem z braćmi. Jan Szwarc bardzo zaprzyjaźnił się z zakonnikami. W czasie zdobywania miasta w marcu 1945 roku część franciszkanów została bestialsko zabita przez żołnierzy radzieckich. - Ja nawet nie zdążyłem moim dobrym braciom podziękować za wszystko dobro, które dla mnie uczynili - napisał we wspomnieniach Jan Szwarc. - Dzięki nim mogłem tą straszną wojnę szczęśliwie przeżyć. Oczywiście były też sytuacje skrajnie odmienne, gdzie przymusowi robotnicy byli bestialsko wykorzystywani. Tuż po wojnie polskie sądy skazały za to ok. 150 Niemców, choć o wielu innych sprawach z pewnością w ogóle nie w skutkach były romanse, jakie zdarzały się dość często pomiędzy miejscowymi a przymusowymi robotnikami. Najczęściej młodzi Polacy zadurzali się ze wzajemnością w młodych Niemkach, z którymi przyszło im razem mieszkać i pracować. I to w sytuacji, gdzie miejscowych chłopców czy nawet mężów praktycznie nie było, bo walczyli tysiące kilometrów od domu. Niemieckie przepisy o czystości rasy karały takie romanse bardzo surowo. W 1946 roku w czasie remontu starego domu we wsi koło miasta Nowe Zamki na Słowacji przypadkowo odnaleziono taśmę filmową, nakręconą w 1941 roku w dzisiejszej Ścinawie Nyskiej. Na jej podstawie w 2002 roku polska ekipa filmowa przygotowała film paradokumentalny dla niemieckich telewizji. Na starej taśmie nagrano rytuał ukarania 16-letniej Polki Bronki i 19- letniego miejscowego chłopca Gerharda, którzy zakochali się w sobie i zostali nakryci. W ich wiosce urządzono publiczne widowisko, przy aplauzie gawiedzi ścięto im włosy, wyprowadzono z miejscowości w workach, boso, opluwanych i znieważanych. Chłopak trafił na front wschodni, a dziewczyna do obozu koncentracyjnego, gdzie ślad po niej zaginął. Mimo takiego propagandowego potępienia, mieszane związki było dość powszednie, choć częściej ukrywane. Stefania Janczak wspomina, że jej niemiecka przyjaciółka Marta Schneider z Szybowic chodziła nocami odwiedzać Józefa Gajczaka z Andrychowa. W innym przypadku także w Szybowicach pewna Niemka zaszła w ciążę z polskim robotnikiem. Ona trafiła do obozu w Auschwitz, gdzie zmarła. Jego zabrało gestapo i przepadł bez wieści. Z innej wioski, po wschodniej stronie Prudnika, znana jest historia Rosjanina, robotnika przymusowego, który miał romans z miejscową dziewczyną. Kiedy Niemka zaszła w ciążę starszyzna wioski namówiła jednego z miejscowych starych kawalerów, żeby się ożenił z dziewczyną i uznał dziecko za swoje. Tym samym uratował życie jemu i pewnie także jej. Robotnikiem przymusowym był także w kilku gospodarstwach w Prudniku i pod Prudnikiem Zdzisław Marchwicki zwany Śląskim Wampirem. W 1975 roku skazano go na śmierć za 23 przestępstwa, w tym 14 zabójstw dokonanych na tle seksualnym w latach 1964 - 1970. Za namową innego więźnia czekając na wyrok Marchwicki spisał swoje wspomnienia, w których ujął także okres pobytu na robotach. Niestety już tu ujawniły się jego zboczone skłonności. Najpierw uwiodła go niemiecka gospodyni Ema, której mąż był w tym czasie na froncie. W innym miejscu gospodyni przyłapała Marchwickiego na zoofilii, za co został aresztowany, pobity na Gestapo, a następnie wywieziony do obozu w Kędzierzynie. Po odbyciu kary znów wrócił do pracy w Prudniku. W obu wspomnianych już relacjach robotników przymusowych ich gospodarze chcieli ich ewakuować przed nadchodzącym frontem. Stefania Janczak jeszcze w pierwszym dniu ewakuacji wróciła sama do gospodarstwa w Szybowicach, a tam doczekała frontu wraz z innymi Polakami, którzy uciekli z robót. Wspólnie przygotowali sobie kryjówkę. Jan Szwarc ewakuował się z kilkoma braćmi zakonnymi aż do Jesenika. Zamieszkali w domu pewnego gospodarza, który aż do maja 1945 roku miał na ścianie portret Hitlera. Szwarc pierwszy wrócił przez Głuchołazy do Nysy i pierwszy zobaczył ślady po masakrze w klasztorze, w czasie której żołnierze rozstrzelali zakonników. Przymusowi robotnicy, którzy dobrze znali teren i miejscowych, często trafiali do pierwszej polskiej administracji na Ziemiach Odzyskanych. Czasem sytuacja odwracała się do tego stopnia, że to oni dozorowali pracę przymusową, na którą skazywano miejscowych Niemców. Stefania Janczak na prośbę jednego ze swoich szybowickich sąsiadów zajęła jego dom. Miała go pilnować, żeby gospodarz mógł spokojnie wyjechać do Niemiec. 20 lat po wojnie przyjęła w tym domu pierwszego Niemca, który odwiedził Szybowice, żeby zobaczyć co się zmieniło.Wystawę "Praca przymusowa. Niemcy, robotnicy przymusowi i wojna" otwiera część poświęcona okresowi przedwojennemu na terenie Niemiec, ukazująca przemoc i wykluczenie, jakim poddano komunistów pokonanych przez nazistów w wyborach, przedstawicieli związków zawodowych, ale przede wszystkim Żydów, a także Romów i Sinti.
Autor Bonusiak, Włodzimierz Red. Wydawnictwo Uniwersytetu Rzeszowskiego Tytuł Polscy robotnicy przymusowi w Trzeciej Rzeszy Miejsce wydania Rzeszów : Wydawnictwo Wydawnictwo Uniwersytetu Rzeszowskiego, UKD 94(438).082:[ 94(438).082:[ Informacje dodatkowe Bibliogr. przy rozdz. Indeks. Bibliogr. przy rozdz. Indeks. Darczyńcy: Fundacja "Polsko-Niemieckie Pojednanie" [et al.] Darczyńcy: Fundacja "Polsko-Niemieckie Pojednanie" [et al.] Streszcz. niem. Spis treści także w jęz. niem. Spis treści także w jęz. niem. Streszcz. niem. Hasła przedmiotowe Odszkodowania wojenne od 1990 r. 20 w. Niemcy Polacy za granicą praca 1933-1945 r. od 1990 r. Niemcy Polacy za granicą praca 1933-1945 r. Niemcy Praca przymusowa 1933-1945 r. 1933-1945 r. Niemcy Prawo międzynarodowe praca 20 w. 1933-1945 r. Praca przymusowa 1933-1945 r. Niemcy Prawo międzynarodowe zagadnienia 20 w. Odszkodowania wojenne od 1990 r. Niemcy Niemcy polityka od 1945 r. Polska Polska polityka od 1944 r. Niemcy Niemcy polityka od 1945 r. Polska Polska polityka od 1944 r. Niemcy 080 %a 94(438).082:[ 080 %a 94(438).082:[ 245 %a Polscy robotnicy przymusowi w Trzeciej Rzeszy / 260 %a Rzeszów : %b Wydawnictwo Uniwersytetu Rzeszowskiego, %c 2005. 300 %a 287, [1] s. : %b il., faks., fot., portr. ;%b il., faks., fot., portr. ; %c 23 cm. 504 %a Bibliogr. przy rozdz. Indeks.%a Bibliogr. przy rozdz. Indeks. 536 %a Darczyńcy: Fundacja "Polsko-Niemieckie Pojednanie" [et al.]%a Darczyńcy: Fundacja "Polsko-Niemieckie Pojednanie" [et al.] 546 %a Streszcz. niem.%a Spis treści także w jęz. niem. 546 %a Spis treści także w jęz. niem.%a Streszcz. niem. 650 %a Odszkodowania wojenne %y od 1990 r.%y 20 w. %z Niemcy 650 %a Polacy za granicą %x praca %y 1933-1945 r.%y od 1990 r. %z Niemcy 650 %a Praca przymusowa %y 1933-1945 r.%y 1933-1945 r. %z Niemcy 650 %a Prawo międzynarodowe %x praca %y 20 w.%y 1933-1945 r. 650 %a Odszkodowania wojenne %y od 1990 r. %z Niemcy 650 %a Praca przymusowa %y 1933-1945 r. %z Niemcy 650 %a Polacy za granicą %x praca %y 1933-1945 r. %z Niemcy 650 %a Prawo międzynarodowe %x zagadnienia %y 20 w. 651 %a Niemcy %x polityka %y od 1945 r. %z Polska 651 %a Polska %x polityka %y od 1944 r. %z Niemcy 651 %a Polska %x polityka %y od 1944 r. %z Niemcy 651 %a Niemcy %x polityka %y od 1945 r. %z Polska 700 %a Bonusiak, Włodzimierz %e Red. 710 %a Wydawnictwo Uniwersytetu Rzeszowskiego
Większość z nich była zatrudniona jako robotnicy przymusowi w przemyśle, w wojsku lub innych instytucjach. W latach 1945-1949 w COP w Jaworznie zmarło około 6,5 tysięcy więźniów. Najważniejszym jednak odbiorcą robotników przymusowych z Jaworzna była górnośląski przemysł węglowy.
W historii II wojny światowej znane są wielkie bitwy i przerażające opisy masowych zbrodni w obozach koncentracyjnych. Los wielu zwykłych ludzi, zamienionych podczas niemieckiej okupacji, jest jakby mniej medialny, a co za tym idzie mniej popularny. Stąd też ciszej o nim w mediach, mniej jest konferencji naukowych temu tematowi poświęconych. Historycy szacują, że w czasie wojny robotnikami przymusowymi zostało około 3 milionów Polaków. We Wrocławiu było ich wielu, warto przypominać ich wojenne losy. Ludzie ze znakiem P Nastawiona na tryb wojenny niemiecka gospodarka potrzebowała wielu rąk do pracy, wielu mężczyzn poszło przecież na front. W tym celu przymuszano obywateli i obywatelki wielu krajów podbitej II Rzeczpospolitej. Korzystano z ludzi zarówno z terenów przyłączonych do Rzeszy, głównie z Wielkopolski i Śląska, a także z zamieszkujących tak zwaną Generalną Gubernię, w tym wypadku początkowo Małopolskę, później także i Mazowsze z Warszawą na czele, duże transporty pojawiły się zwłaszcza po upadku Powstania Warszawskiego. Polscy robotnicy przymusowi znaleźli się w wielu miastach III Rzeszy, także i w ówczesnym Breslau. Warunki pracy i życia Robotnicy przymusowi byli traktowani jak niewolnicy. Normą były kilkunastogodzinne dni robocze, niezależnie od tego, gdzie byli zatrudnieni. Dostawali za swoją pracę niewielkie wynagrodzenie, zazwyczaj trzykrotnie niższe niż Niemcy na tych samych stanowiskach. Obowiązywały ich surowe reguły poruszania się po mieście, zazwyczaj mieli jedynie wolne niedziele. W przypadku dziewcząt zatrudnionych w roli pomocy domowej, wolne były jedynie co drugie niedziele. W miarę upływu lat wojny sytuacja robotników przymusowych w Breslau pogarszała się, zgodnie zresztą z sytuacją wojsk niemieckich na froncie i rosnącymi problemami z zaopatrzeniem. Poza wyczerpującą pracą fizyczną, robotnicy przymusowi w mieście szykanowani byli również psychicznie. Zostali przymuszeni do noszenia na odzieży naszytej litery P, dopiero później w podobny sposób potraktowano w III Rzeszy Żydów, noszących gwiazdy Dawida. Miało to służyć ich natychmiastowemu rozpoznaniu, wiele miejsc użyteczności publicznej w mieście nosiło tabliczki zabraniające wstępu Żydom, Polakom i psom. Za najlżejsze przewinienia napotykały robotników kary i szykany, tak fizyczne jak i psychiczne. Wielu za odmowę wykonania polecenia służbowego lub inne przestępstwa trafiło do więzienia lub obozu koncentracyjnego, najczęściej do Gross-Rosen, położonego w pobliżu Strzegomia. Robotnicy przymusowi mieszkali w bardzo trudnych warunkach lokalowych, wielu z nich w obozach pracy, licznie rozlokowanych na obszarze całego miasta. Bardzo liczna grupa więźniów pojawiła się w największym z nich, Burgweide (dziś Sołtysowice) po upadku Powstania Warszawskiego. Oprócz tego istniały jeszcze obozy na Osobowicach, Tarnogaju, Klecinie, a także w rejonie Dworca Świebodzkiego, dla obsługi fabryk mieszczących się w rejonie dzisiejszej ulicy Robotniczej. Organizacja Olimp Polacy przywiezieni do pracy przymusowej próbowali się organizować i wspierać wzajemnie, jednak było to niezwykle utrudnione w obcym dla nich mieście. Pewną pomocą były działania podejmowane przez Polonię w Breslau, której członkowie znali miasto i sposoby jego funkcjonowania. Najbardziej znaną z takich prób samoopomocy była organizacja „Olimp”, dość szybko rozbita przez gestapo, głównie poprzez jej powiązania z Armią Krajową i prowadzoną na jej rzecz akcją wywiadowczą, działającą pod kryptonimem „Stragan”. Jej historia jest tak fascynująca, że zasługuje na osobne potraktowanie. Po wojnie Wiele osób ze znakiem P przeżyło oblężenie twierdzy Breslau, wielu z nich pozostało już na stałe w polskim już mieście. Z symbolu swojego upokorzenia byli robotnicy przymusowi uczynili przedmiot dumy, działając czynnie o pielęgnowanie wspomnień robotników przymusowych we Wrocławiu. Przez lata tworzyli odrębny klub w ramach Towarzystwa Miłośników Wrocławia, dbając o zbieranie relacji z tamtych lat. W roku 1995 wspomnienia te ukazały się w publikacji zatytułowanej „Niewolnicy w Breslau – Wolni we Wrocławiu”. Od 1992 roku jeden z wrocławskich skwerów, położony przy ulicy Prusa, nosi imię Ludzi ze znakiem P, na samym skwerze stoi również pomnik poświęcony pamięci wrocławskich robotników przymusowych.
Stanisław Senft, Jeńcy wojenni i obcokrajowi robotnicy przymusowi w rolnictwie śląskim w latach 1939—1945 (warunki pracy, próba oceny środowiska) Stanisław Senft, The prisoners of war and foreign forced labour in Silesian agriculture 1939—1945 (working conditions, a attempt at the evaluation of the environment) Liczba ta znacznie się zmniejszyła po rozpoczęciu działań wojennych, większość mieszkających tam mężczyzn trafiła na front. Zastąpili ich robotnicy przymusowi. W latach II wojny światowej Niemcy zatrudniali przymusowo w gospodarce Prus ponad 300 tysięcy jeńców wojennych i robotników cudzoziemskich różnych narodowości.